- Skarbie, jesteś... Jesteś
pewien, że wolisz zostać tutaj ze mną, niż iść z chłopakami? Była umowa, przeze
mnie nie będziesz rezygnował z przyjemności, wychodzenia z nimi... Pamiętasz? -
mówi tak słodkim głosikiem, głaszcząc mnie po policzku, że nawet gdybym chciał
z nimi wyjść, to na pewno bym nie wyszedł; ma takie smutne oczy. Wiem, że mówi
„wyjdź, masz takie prawo, nie musisz się o mnie martwić”, a w głowie obija się
parę innych, odmiennych całkowicie słów „zostań”, „nie idź”, „proszę, tylko nie
wychodź”. Wiem to. Ona nie potrafi ukrywać swoich emocji, ale to dobrze. Umiem
z niej czytać, jak z otwartej książki, co mnie niesamowicie cieszy.
- Nie chcę kotku, obiecałem, ten wieczór jest tylko nasz, prawda? Nie pozwoliłem ci się położyć, o ile się nie mylę, było tak? Było! - odpowiadam za nią, jednak mam ją na wprost siebie, więc jako tako rozumiem, że przytakuje. - Dlatego nawet gdybym chciał iść się z nimi napić, to i tak bym tego nie zrobił, bo to by kurwa było nie fair, wobec ciebie, tak? A ja się staram, tak?! - Miałem wrażenie, że się produkuję jak do dziecka.
- Wiem, ale posłuchaj, ja jedynie... - Nie daje jej dokończyć, przyciskam swoje usta do jej, delikatnie je całując. Oboje mamy otwarte oczy. Chyba się zgraliśmy, bo wpatrujemy się sobie w źrenice, wgapiamy się w nie po prostu, by spojrzeć w nie najgłębiej jak się da. Nie wiem czemu to kurwa ma służyć, ale jest to coś magicznego - taka kurewsko magiczna chwila. Do tego błoga, błoooga ciszaaa...
- A teraz chodźmy do kuchni, co? Napijemy się herbaty albo nie. Chodź, znowu ci zagram, hm? Masz ochotę?
Kiwnięciem głowy oznajmia mi, że taka opcja jak najbardziej jej pasuje. Prowadzę ją za rękę do fortepianu, po chwili znów oboje przy nim siedzimy.
- A może mi coś zaśpiewasz, co? Tak ładnie śpiewasz... Znaczy... Jeśli oczywiście masz ochotę mi pośpiewać. - Zawstydziła się. Sam nie wiem dlaczego, ale zajebiście jej teraz... Słodka jest.
- Pewnie, że mam ochotę, skarbie. Skoro kurwa śpiewam dla miliona ludzi, to dlaczego nie miałbym pośpiewać tobie?
- Może nie jestem tego warta? - Ja pierdole, ludzie trzymajcie, ona...?
- To jeśli ty nie jesteś warta, to... To powiedz kto jest? - Poruszam brwiami, uśmiechając się w cwaniacki sposób. Zagiąłem ją, to rzecz więcej niż pewna.
- Nie mam pojęcia. - Odpowiada w zajebiście słodki sposób, bo się naburmuszyła. - No śpiewaj już!
Zaśmiałem się jeszcze pod nosem, szepnąłem jej do ucha coś w podobnie „nie rozkazuj mi mała”, jednak zacząłem śpiewać. Była to ta sama piosenka, którą zaśpiewałem wtedy w barze, w Lafayette, specjalnie dla niej - ona w ogóle powstała dla niej. Sweet Child o Mine. Bo ona jest takim moim słodkim słońcem, nie wiem czemu byłem takim pierdolonym sukinsynem i się tyle nie odzywałem. Na samym początku w ogóle nie mogłem sobie bez niej poradzić, nie miałem z kim szczerze pogadać, nie zmieniłem się tak bardzo. Może w stosunku do innych jestem inny, ale dla niej chcę być taki, jak byłem kiedyś. Przecież na to zasługuje, co nie?
- Jesteś taki kochany. Ty wciąż o mnie myślałeś? Tak, jak ja myślałam o tobie? Prawda?! Powiedz, że tak... - Zaczęła się niepotrzebnie nakręcać. Wiem, że skończy się to płaczem, a ja cholernie nienawidzę, gdy ona ryczy. Z resztą... Znów nie wiem czy być szczery, czy skłamać.
- Myślałem o tobie, bo cię kocham. Jesteś moim ukochanym, jedynym i najważniejszym powodem do życia. Nie ma nic kurwa ponad tobą. Nawet, gdyby mi kurwa wszystko zabrali! Wszystko: pieniądze, dom, ubrania… Wszystko, naprawdę wszystko. To i tak miałbym ciebie. A gdy miałem to wszystko, a nie miałem Ciebie... Życie było... Po prostu czegoś w nim wiecznie brakowało.
- Willi... ?
- Tak, mała? - Objąłem ją, pozwalając by mogła ułożyć głowę na moim ramieniu. Zawsze lubiła sobie tak siedzieć. Ramie chyba jest kurewsko twarde, ale nie mój problem skoro jej tak wygodnie.
- Opowiedziałbyś mi, dlaczego tyle czasu minęło, a ty... Nie dawałeś znaku życia? – Nie! Nie, nie, nie! Po stokroć kurwa mówię nie! To pytanie miało nie paść, cholera... Rozklei się, a miało być zajebiście, to miał być nasz wieczór, kurwa mać. Bez ryku, bez smęcenia, bez pierdolenia...
- Na pewno chcesz wiedzieć, mała...? Rozpłaczesz się, kruszynko. A wiesz, że nienawidzę gdy płaczesz, bo wtedy nie umiem nic zaradzić.
- Nie będę płakać, obiecuję! - Przybrała postawę wyprostowaną i wzięła głęboki oddech... Uważaj, bo uwierzę...
- Dobrze, ale nie będziesz mi przerywać i włazić w słowo, dobra? Bo chcę się skupić, a jak mi będziesz przerywać to się zdekoncentruje i takie tam sranie, ok?
- No pewnie, ale najpierw chodź. Siądziemy wygodniej - na kanapie!
Tak, to jest zajebisty pomysł, plecy mnie kurwa bolą jak cholera – to naprawdę coś okropnego.
Wylądowaliśmy na miękkim, białym obiciu wielkiej kanapy. Mogłem mówić, gdy siedziała, czy leżała przytulona do mojego boku - jak mi tego brakowało... Rose, skoncentruj się!
- Zacznijmy od początku… Wyjechałem z Lafayette pełen obaw. Nie wiedziałem, co się ze mną będzie działo. Zadomowiłem się w LA u dziewczyny Izziego - jak wiesz, on tam rezydował już dość długo; wyjechał dużo wcześniej, niż ja - to też na pewno pamiętasz. Któregoś razu, Stradlin, ten szmaciarz, tak się napruł, że zrobił rozjebke w domu u tej laski. Policja przyjechała, spisała nas, a ona musiała odpowiadać za to, że był najebany jakąś herą. Przeszukali jej dom i… Bum! Wylądowałem z czarnym na ulicy. On sobie jakoś poradził, a ja mieszkałem praktycznie przy śmietniku. Wiedziałem, że nie mogę wrócić do domu z podkulonym ogonem. Co to, to nie! To nie w moim stylu! Jak się ucieka, to się ucieka z jebaną klasą. Ta dziewczyna, Mary chyba albo Michelle? Sam już kurwa nie wiem... Nie miała telefonu, ledwo wyrabiała na tą chatę, więcej opłat do szczęścia nie potrzebowała... Gdy mieszkałem na ulicy, siłą rzeczy nie miałem jak zadzwonić. To było coś strasznego, nawet sobie nie wyobrażasz... Nie mam pojęcia jak ja mogłem i dawałem sobie radę. Tyle czasu bez jedzenia i prysznica... - W tym momencie nieco gorzej było mi mówić, jednak dawałem radę, sam nie wiem czemu... - Później... A! To trwało pierwszy rok, u tej Michelle, chyba. Mieszkałem ze Stradlinem pół roku; on jakiejś półtorej łącznie, jednak nie o tym... Tułałem się często - gęsto po tych najmodniejszych ulicach. Zebrałem jakąś ekipę, najpierw grałem w Hollywood Rose; jeszcze, gdy miałem gdzie mieszkać; dopiero później zamieszkałem w piekielnej chatce kurwa, która była niemniej obleśna, co ulica czy chodnik za śmietnikiem... Jednak wtedy... Wtedy mogłem już dzwonić, ale mówiłem sobie, że dawno o mnie zapomniałaś. Cholera jestem pojebany! Skoro tak cię kurwa kocham, to powinienem był zadzwonić, ale Izz… Powtarzał: „Daj jej spokój. Niech sobie ułoży życie. Narobisz jej nadziei i znów będzie rozpaczać, przez ciebie.”. Egoista ze mnie, bo za nic kurwa nie chciałem, żebyś układała sobie życie beze mnie. Cholera... Obiecaliśmy sobie, że ułożymy je razem. Będziemy ze sobą do końca życia, a później pójdziemy się razem smażyć w piekle. Chociaż wiedziałem, że ty, moja mała, pójdziesz do nieba - bo jesteś aniołem... - W tym momencie dziewczyna chyba się wzruszyła, bo poczułem, że mokry materiał przykleja się do skóry na moim ramieniu. W dupie to mam, może płakać - byle nie do przesady, kurwa.
- Za każdym razem, gdy chciałem zadzwonić, wmawiałem sobie: „Niech będzie szczęśliwa, przecież dla ciebie od zawsze liczyło się jej szczęście. Ty sukinsynie, możesz cierpieć, ale ona ma prawo do szczęścia!” - nie pomagało, ba! Za cholerę, ani trochę, jednak miałem to gdzieś, wmawiałem to sobie, powtarzałem codziennie, rycząc jak pojebany do twojego zdjęcia – nikt o tym nie wiedział.
W środku wciąż jestem tym samym człowiekiem - mam gdzieś co ludzie o mnie myślą, mam uczucia i dla ciebie będę wciąż tą samą osobą. Pod koniec i tak było najgorzej - mijał kolejny rok, kolejny zakurwiały rok. Stawaliśmy się mocno rozpoznawalni, a ja tak cholernie przeżywałem, że ciebie nie ma ze mną. Nie chcę, żebyś myślałam, że mam cię gdzieś, że jesteś mi obojętna, bo to nie prawda! Tak nie było, Marta… Ja chciałem po ciebie pojechać, bardzo chciałem, rozumiesz?! Bardzo! Ale wiedziałem, a tak naprawdę wmawiałem sobie, że nie można! Nie! Nie, nie, nie i koniec! Nie mogę po ciebie pojechać, bo jesteś beze mnie szczęśliwa. Nie mam prawa zabraniać ci... Być... Beze mnie szczęśliwą. - Dobra, wzruszyłem się jak pieprzona baba! Rose ogarnij się!
- Wybacz mi... To chyba tyle... A! I pod sam koniec – piąty, czy szósty rok... Już wszystko wypychałem… Wypierałem, znaczy się! Wszystko! Zamknąłem się na ludzi, nie miałem przyjaciół oprócz tych z zespołu… Niby byłem w jakiś „chory” sposób szczęśliwy, ale mimo wszystko było to wybrakowane, rozumiesz? Wciąż czegoś mi brakowało! Jak ostatniego puzzla w układance. Ostatni pasujący, który sprawia, że obrazek jest cały - ułożony w idealną całość...
W moim obrazie życia idealnego brak było ciebie - bez ciebie nie mogłem być w pełni szczęśliwy. Teraz będę, bo w końcu w moim życiu jesteś ty. Z tobą jestem w pełni szczęśliwy. - Przytulam ją po tych słowach najmocniej jak potrafię.
W tym momencie odzywa się moja druga, pierdolona strona, którą przez ten cały czas próbowałem ukrywać, wyłączać, żeby się nie uaktywniała - wcale jej nie chciałem. Ale to mnie męczyło! Było czymś tak chujowym… Jakby ukrywanie własnego siebie… Nigdy więcej, kurwa! A na pewno nie przy niej - zasługuje na moje prawdziwe oblicze.
- William, nie... Nie wiedziałam, że...
- Tak… Wiem, że nie wiedziałaś. Domyślam się przynajmniej. - Musiałem jej przerwać. Wtedy, dało się zauważyć, że nie potrafi się wysłowić.
- A teraz czy mogłabym ja opowiedzieć, jak się czułam? - O nie... Kurwa, jak jej zabronić, żeby się nie obraziła albo nie zasmuciła...?
- Martuś… Nienawidzę, gdy się smucisz.
- A jeśli obiecam, że się nie rozpłaczę?
- Dobrze, trzymam Cię za słowo. Przytul się i nigdzie nie uciekaj. - Zaśmiałem się, przyciągając ją do siebie mocniej. Schowałem twarz w jej włosach - one wciąż tak samo pachną… Wciąż tak słodko - wanilią, czy czymś takim...
- Więc... Nigdy nie sądziłam, że będziesz moim powietrzem. Czymś, bez czego nie jest już tak, jak było kiedyś. Czegoś wiecznie mi brakowało - odszedłeś, zabierając ze sobą część mnie samej. Oderwałeś kawałek, a dokładniej - wyrwałeś serce - pozostawiając po nim wielką, głęboką dziurę. Byłam wybrakowana, jednak żyłam w nadziei, że któregoś razu wrócisz, zapychając pustkę swoją miłością. Nigdy nie pomyślałabym, że stanę się od ciebie zależna. Gdy byłeś obok - żyłam całą sobą, pełną piersią, wszystko miało sens, pasowało do siebie - tworzyło jedną, zwięzłą całość… A kiedy mnie zostawiłeś; teraz już widzę, że wcale nie chciałeś, abym cierpiała; wtedy wszystko się zawaliło, rozumiesz? Już nic nie miało dla mnie sensu - naprawdę nic. Tak okropnie cierpiałam. Płakałam co noc, żeby nikt nie widział, ale z czasem już nawet nie dbałam o to, czy ktoś widzi - po prostu byłam zrozpaczona. Chcę, abyśmy wszystko naprawili - żeby było jak kiedyś. Kochanie powiedz, że damy radę to zrobić, że chcesz to zrobić…
Westchnąłem głęboko, gdy zakończyła swoją wypowiedź i głośno wypuściłem powietrze.
- Będziemy się starać, kiciu, prawda? Oboje będziemy się o to starać. Wiem, kurwa, łatwo nie będzie, bo mamy nagrywanie, pisanie tekstów, próby… Niedługo rozpoczynamy trasę… Ale uda nam się! Uda, kurwa! Skoro jesteśmy tak cholernie w sobie zakochani...
- Wciąż jesteś we mnie zakochany? - Wyrwała się z bananem na ryju, nie gorszym, niż u Popcorna - i dobrze, bo już się bałem, że będzie ryk.
- Tak. Dziś… Oczywiście od zawsze to wiedziałem, ale dzisiaj… Opowiadając to wszystko, zauważyłem, że wciąż jestem zakochany.
Długą chwilę trwaliśmy w ciszy. Naprawdę ciągnęła się ona w nieskończoność, ale nie była nieznośna, dołująca, a błoga… Błoga cisza, która nie jest stresująca - podobała mi się. Słychać było tylko nasze oddechy i czasami szmery, gdy któreś z nas poruszyło ręką albo nogą…Po prostu się poruszyło, nie będę się kurwa rozdrabniał!
Wciąż wąchałem jej włosy. Później usadziłem ją sobie na kolanach, obejmując ściśle w pasie. Uwielbiam ją przytulać. Teraz czuję również jej perfumy. Mam nos jakoś na wysokości jej szyi, dziwne że tak jakoś urosła…? Dokładnie mogę wywąchać jej zapach - słodki, jednak nie do przesady; nie mdły - idealny. Cholera, gadam od rzeczy, bo w niej wszystko zawsze będzie dla mnie idealne. Może nie dla jakiegoś innego skurwysyna, ale dla mnie w niej wszystko jest takie, jak powinno…Każdy centymetr jej ciała, każdy kosmyk włosów - wszystko kurwa!
Mam wrażenie, że teraz będzie zajebiście. Niby nie chcę zapeszać, ale chcę być jebanym optymistą. Wiecznie zadręczałem się myślami, miałem jebane wyrzuty sumienia, wierzyłem jednak - w sposób beznadziejny z resztą - że ona jest w pełni szczęśliwa. Ja nie musiałem być - już to niby wspominałem, ale teraz, gdy jest tak cicho - doceniam to, że była, jest i... Mam nadzieję, że będzie ze mną jeszcze bardzo długo.
Któregoś razu zażartowałem, że nie pozwolę jej odejść, nawet gdyby chciała - zamknę ją w piwnicy i nie wypuszczę albo postawię w gablotce i będę jej się co dzień przyglądał. Głupie gadanie, a jednak coś z prawdy w tym jest. Nie pozwolę jej odejść, a dokładniej - nie sprawię by chciała ode mnie odejść. A gdy będzie chciała, gdy już się wypalę - pozwolę jej iść. Nie, nie będę jak mój pieprzony ojczym. Nie chcę być jak on, nie chcę jej bić, wyżywać się, gdy będzie miała dość, gdy szala się przeważy, a jej cierpliwość i wiara w to, że się zmienię wypali się i wtedy... Nie będę jej trzymał siłą. Nie mogę zrozumieć, jak można być takim draniem? Odbiegłem lekko od tematu, ale moje myśli galopują po wszelakich tematach, wspomnieniach… Zatrzymują się na tych, które uznają za godne poruszenia. Niby można odwołać się spokojnie do tych chwil, jednak nie zawsze są one przyjemne dla „opowiadającego”.
- Axl…? - jej ciche szeptanie wyrwało mnie z zamyślenia.
- Możesz mówić inaczej, ale słucham?
- Dobrze, zapamiętam. - kiwnęła głową. - Możemy wstać?
Rzuciłem jedynie krótkie „jasne”, a ona zeskoczyła z moich kolan, gdy oczywiście już ją puściłem. Chwyciła mnie za rękę i zaczęła dosłownie ciągnąć na górę. Nie wiem po co, ale w sumie chuj z tym? Skoro chciała mnie tam zaprowadzić, to co ja się będę wtrącał – nawet wiem dokąd zmierza. Po pokonaniu długich, szerokich, białych schodów, następnie długiego korytarza, wprowadziła mnie do sypialni. Zamknęła za nami drzwi, od razu wbijając wzrok w podłogę.
Nic nie mówiłem. Nie chciałem się kurwa odzywać, skoro i tak już była speszona. Ledwo się obejrzałem, a zaczęła obiema rękami pchać mnie w stronę łóżka - coś kurwa podobnego jak dzieci rodziców. Pamiętam, bo mój brat tak robił albo ja?! Chuj z tym! Ale co ona robi?
Wylądowałem na łóżku...
Nie wiem, czy mnie zaczyna brać jakaś kurwica, jak Rosa, że nie potrafię normalnie z człowiekiem porozmawiać? Wszystko idzie w tę złą stronę, niestety dla mnie, ale i dla innych, jak widać. Może to dobrze?
Pójdę spotkać się z chłopakami. Dawno nie gadałem z Duffem - też jakąś laską się zajmował, ale raczej bez zobowiązań. Popcorn też jakiś nie taki. Widziałem go dziś, gdy szedłem po fajki. Właśnie, zajebiste określenie na czyjś stan: „jakiś nie taki”- szczyt kurwa inteligencji. No, nawet mnie nie zauważył, a jak go złapałem wydawał się taki... Nieobecny? Chwilę gadaliśmy, ale stwierdziłem, że szkoda czasu, bo nawet mnie nie słuchał, a nie będę się produkował bez sensu, co nie?
- No siema, Stradlin. - Stoję w budce telefonicznej, paląc jednocześnie papierosa - już siódmy, muszę jeszcze skoczyć po nową paczkę...
- Co tam?
- Idziemy na piwo?
- A co jest? Coś nie tak? Dalej nie chcę wysunąć dupki?! - Nienawidzę tego jego śmiechu, ale dobra, przecież już powinienem się przyzwyczaić.
- No właśnie nie. - Udaje takie chujowe przejęcie, że niby mój świat kręci się jedynie wokół seksu, bo niby poniekąd... Dobra, tak jest, ale sam przed sobą się nie przyznaję, mimo, że tak jest!
- Dobra, to kiedy i gdzie? Rose na pewno nie przyjdzie. To pewne, bo on się zajmuje wiesz kim...
- No wiem. Zbierz resztę i spotkamy się w Rainbow. - Coś odpowiedział, chyba „no spoko”, po czym odłożyłem słuchawkę.
Tak, jak wspominałem –po drodze wstąpiłem po szlugi. Tym razem inny sklep, to i moje czerwone były, chociaż tamte ruskie gówna całkiem mocne, a to już jakiś plus - jak dla mnie oczywiście.
Polazłem do baru i usiadłem przy stoiku, który zawsze był zajmowany przez naszą piątkę. Zamówiłem to, co zwykle i czekałem, bo cholernej godziny nie ustaliłem. Teraz będę jak ta lilia siedział i kwitnął, kurwa. Zawsze gdy się nudzę, zaczynam myśleć z fajką w ręku - dziwne.
Zastanawiałem się, czy ta dziewczyna już coś dla mnie znaczy, czy jednak wciąż jest mi obojętna. Może sam się z tym kryję… Z tym, że staje się dla mnie kimś więcej, niż laska, którą... Właśnie! Ja nawet jej nie pieprzę, więc to odpada. Pytam więc sam siebie: kim ona do kurwy nędzy dla mnie jest?! Obstawiałbym kobietę, którą próbuję rozpracować. Wiele razy tak robiłem - można wierzyć lub nie, ale nie jedna taka była. Chciała być traktowana inaczej, bo dziewica. Nie wiem na sto procent czy nie kłamie na przykład… Podświadomie czuję, że jest jedną z tych, które boją się puścić, myśląc, że potraktuje je jak każdą - i mają rację, bo potraktuję. Ale ja przecież szanuję kobiety. No dziwki nie... Ludzie, błagam - kobieta, a dziwka to dwa różne światy. Może to myślenie jest dla wielu osób głupie, nielogiczne, ale takie są czyste fakty i niezbite dowody... Dobra pierdolę od rzeczy!
Na całe szczęście już przyszli, zacząłem się o siebie bać...
- Razem z Popcornem słyszeliśmy od Stradlina, że ci laska nie daje i jesteś kurewsko zrozpaczony. – Nie ma to jak pocieszenie McKagana - zawsze spoko. Izzy ubzdurał sobie i musi rozgadywać, skurwiel.
- Bo mi kurwa jojczy nad uchem, to się z wami podzieliłem, tak? – Taaa, broń się Stradlin i tak mnie wkurwiasz…
- No whatever! Nie kurwa? – Kwituję, poruszając brwiami, bo podebrałem powiedzonko Izziemu, no trudno. – Pijemy?
- Jakżeby inaczej! Ja stawiam. Jestem w chuj usatysfakcjonowany, bo znalazłem dupę, która mi płaci za seks, czaicie? – McKagan bawi się w dziwkę? Tego jeszcze nie było.
- Nie czaję.
- Ja pierdole Popcorn, robi za kurwę spod latarni. Nie, Izzy?
- Whatever, zamów coś, bo mnie suszy!
- Już, już! Ja pierdole… - Duff zawołał uroczą, jak na moje oko i tak zbyt plastykową, lalunię, kelnereczkę, zbajerował ją jak to on, jednak udało mu się cokolwiek zamówić, bo serio, pierdolić od rzeczy umie, a ja na sucho nie gadam.
- Na reszcie, a teraz do rzeczy, po chuj mnie tutaj ciągałeś Slash?!
- A co to, Stradlin, już masz w dupie przyjaciół, że nie możesz nawet wyjść z nimi na piwo?
- Blondas dobrze mówi, polać mu! A tak serio… To kurwa pogadać chciałem, nie? Ja pierdole, jak wam tak przeszkadza to mogę pić sam, kurwa. – Rzeczywiście jakoś im ostatnio wszystko nie pasuje, ale dobra!
- Ja przecież kurwa nie narzekam, nie mów „wam”, skoro to jemu korona z głowy spadnie. Kiedy ci się Izz tak w dupie poprzewracało?
- Nie poprzewracało mi się chuju w dupie, tylko jakoś od kiedy Hudson ma tą swoją laleczkę, to ma nas w dupie, a skoro już kurwa mu nie daje, to sobie przypomniał o nas i wielce obruszony, że nie chcemy z nim gadać, a chuj kurwa, whatever! – Tak, ledwo na stole pojawiło się zamówienie Stradlin się zamyka! Typowe dla alkoholików. Popcorn też się nie odzywa, może podyskutuję przynajmniej z Duffem.
- Nie warto się skurwysynem przejmować, nie? – Kwituje tym razem wyżej wymieniony McKagan, odpalając papierosa. – To mów, co jest?
- Wkurwia mnie ta laska. Wczoraj odjebała taki numer… Przyleciała wkurwiona od Rose’a, bo chuj nie chciał jej powiedzieć gdzie ta cała Marta, nie?
- Jej przyjaciółka tak?
- No tak. I wkurwiała się, bo podobno jej nie słuchałem, kiedy ja kurwa próbowałem, ale ona nakurwiała jak mały samochodzik i weź tu ją zrozum. – Mlaskam zniesmaczony, biorąc szklaneczkę - Burbon, mmmhm.
- Ale co się takiego stało, że musiała jej szukać, bo jak mniemam nie było jej w domu?
- Pokłóciła się z Axlem i była wtedy ze mną. – wtrącił Steven, nie wiedziałem tego… A nawet Izzy się obudził.
- Jak to, Adler, kurwo? Była z Tobą?! – Ooo, a Stradlinowi co, że tak się rzucił?
- Spotkałem ją, nie? Poszliśmy ćpać razem…
- Ćpać? Ja pierdole, masz nie wciągać jej w to gówno!
- Spokojnie Izzuś, spokojnie… - Taa, może ja jednak lepiej się nie będę odzywał, bo gromi mnie spojrzeniem, kiedy ja chcę dobrze.
- Sama chciała…
- To było jej zabronić, co nie? Wybić ten pieprzony pomysł z łepetyny.
- Nie jestem jej matką, co nie? Ogarnij kurwa się…
Było to dość dziwne, kłócili się dalej. Nie wiedziałem dlaczego Stradlin tak nagle wybuchnął, zdał sobie sprawę, że wie jakie są konsekwencje narkotyków? Jak łatwo uzależniają i te sprawy, ale… Od kiedy go coś obchodzi, oprócz tego, czy jest naćpany albo najebany? No i czy ma co pierdolić…?
- Możecie zamknąć dupy? Popcorn, była z tobą tak? A o co się z rudym pokłóciła? – Musiałem jakoś załagodzić - nienawidzę jak ludzie się kłócą, a Izzy jakoś mocno się zaangażował w tę kłótnie, aż do niego nie podobne.
- Nie pozwoliła mówić.
- Ja pierdole, nie dowie się, mów.
- Oj, bo Rose chciał ją przelecieć, a ona mu zabroniła, to ten się wkurwił i gdzieś z domu wyjebał w pizdu.
- Kurwa, co za zjeb. – Kwituje to wszystko bezuczuciowy ton głosu Izziego. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć co jest grane.
- I co było dalej? – Ponaglam Steve’a.
- No i spotkałem się z nią na mieście, chciała mieć odlot, no to jej go zapewniłem. Później trochę się wymknęło wszystko spod kontroli i…
- Co rozumiesz przez „wyrwało spod kontroli” ? – Nie zgadniecie kto się wypowiedział… Hyhy… Taa.
- No kurwa całowaliśmy się, prawie ją pierdoliłem, ale jednak nie…
- Wyjebie ci zaraz, dotknąłeś ją…?!
- I chuj? Co ci kurwa odpierdala Izzy? – tym razem piłeczkę odbija McKagan, spoglądając na mnie, jednak ja wzruszam ramionami, również dość zmieszany jak i on.
- Whatever…
- Jak nieważne, jak ważne, ale ty mnie wkurwiasz! – no mnie powoli też, a miałem się odstresować…
Nie dostał jak widać żadnej odpowiedzi, bo Izzy nie zwracał na McKagana uwagi. A chuj mu w dupę, nie przyszedłem wysłuchiwać darcia ryja Stradlina, co nie?
- Może i racja, nieważne, chociaż kurwa nie mogę ogarnąć w czym rzecz! Ja zacząłem o Donnie, a oni się kurwa zaczęli wkurwiać, kłócić...
- Bo Popcorn mnie wkurwił, no ja jebie, tak trudno jest się połapać o czym rozmawialiśmy? - Izzy wielce obruszony...
- Nie kurwa o czym, ale nie czaje dlaczego się tak na niego o to wściekasz. Co ci do tego? Masz z nią jakiś problem? Rozwiń swoją kurwa wypowiedź, a nie kwitujesz w połowie „whatever” skoro zaczynasz, to masz kończyć, szmato! - ryknąłem na niego, na co ten zareagował prychnięciem.
- Bawisz się w Rose’a? Nikt mi rozkazywał nie będzie, tak?!
- Proszę?! - cedzę przez zęby, zaciskając palce na szklance, wydaje mi się, że zaraz ją zmiażdżę.
- Moja stara, dobra, przyjaciółka, nie?
- Posuwałeś ją? - wytrzeszczył oczy, pan, McKagan.
- Tak. Jak mieliśmy po kurwa dwanaście lat, znaczy ja miałem, ona miała dziesięć. - sam już nie wiem czy to ironia... Czy nie. Jasne kurwa że tak, robię mentalnego facepalma.
- Ja pierdole, na serio? - aż Popcorn się zdziwił, chyba też wziął to całkowicie na serio... Jestem normalny! Izzy robi – nie mentalnego, a prawdziwego, widocznego facepalma.
- Kurwa mać, od urodzenia mieszkałem w Lafayette i ona też. Nasi starzy się znali to i ja ją poznałem. W sumie nie wiem ile miała dokładnie lat, na pewno młodsza była, nie? I była moją przyjaciółką, nie wiem kurwa, takie trudne do zrozumienia? I pojęcia?!
- Łał i nie mogłeś przepraszam tak kurwa od razu?! - patrzę na niego, puszczając biedną szklankę. Stradlin uśmiecha się tajemniczo.
- Mogłem, ale tego nie zrobiłem.
- No przecież widzę, że nie.
- Uwielbiam wkurwiać, jestem nierodzonym bliźniakiem Rose’a - niestety za długo się znamy.
- Czyli nie mówisz, że jej nie posuwałeś, tak? Czyli ją posuwałeś? – ja pierdole, Adler…Nie ty. Ty nie masz prawa mnie wkurwiać!
- Odjeb się Popcorn, nie mówię, że nie, ale… Z resztą chuj wam do tego czy posuwałem, czy nie?! Moja sprawa, nie?
- Czyli przeleciał ją, a jak ja chciałem, to zaczął mordę pruć, takie moje życie jest zjebane.
- Zamknijcie te ryje! Miałem się od stresować, a wy mi kurwa utrudniacie. – Wydarłem się na pół baru, ale co z tego.
- Sorry?!
- Oj spierdalajcie. Popcorn, masz jakieś…
- Żelodżelo?!
- Co? – patrzę na niego jak na totalnego idiotę, nie wiem o czym do mnie rozmawia.
- Tableteczki w kształcie misi, nooo! – dobra, że co kurwa?
- Nie czaje…?
- Witaminki, dla dziewczynki i... no chcesz odlot, tak?
- No…
- To masz! – wciska mi w rękę swoje opakowanie, którym wcześniej się zajmował.
Wychodzę z baru, otwierając po drodze woreczek. Dziesięć tabletek, ciekawe czy działają chociaż. Za darmo to pewnie chujowe. Połykam pierwsze dwie, nic nie działa – no co? Odczekałem trochę… Pięć sekund, ale nieważne.
Nie ma - wszystkie zjadłem.
Musiałem przysiąść na ławce, bo czuję się jak na pierdolonej karuzeli…
- Nie chcę kotku, obiecałem, ten wieczór jest tylko nasz, prawda? Nie pozwoliłem ci się położyć, o ile się nie mylę, było tak? Było! - odpowiadam za nią, jednak mam ją na wprost siebie, więc jako tako rozumiem, że przytakuje. - Dlatego nawet gdybym chciał iść się z nimi napić, to i tak bym tego nie zrobił, bo to by kurwa było nie fair, wobec ciebie, tak? A ja się staram, tak?! - Miałem wrażenie, że się produkuję jak do dziecka.
- Wiem, ale posłuchaj, ja jedynie... - Nie daje jej dokończyć, przyciskam swoje usta do jej, delikatnie je całując. Oboje mamy otwarte oczy. Chyba się zgraliśmy, bo wpatrujemy się sobie w źrenice, wgapiamy się w nie po prostu, by spojrzeć w nie najgłębiej jak się da. Nie wiem czemu to kurwa ma służyć, ale jest to coś magicznego - taka kurewsko magiczna chwila. Do tego błoga, błoooga ciszaaa...
- A teraz chodźmy do kuchni, co? Napijemy się herbaty albo nie. Chodź, znowu ci zagram, hm? Masz ochotę?
Kiwnięciem głowy oznajmia mi, że taka opcja jak najbardziej jej pasuje. Prowadzę ją za rękę do fortepianu, po chwili znów oboje przy nim siedzimy.
- A może mi coś zaśpiewasz, co? Tak ładnie śpiewasz... Znaczy... Jeśli oczywiście masz ochotę mi pośpiewać. - Zawstydziła się. Sam nie wiem dlaczego, ale zajebiście jej teraz... Słodka jest.
- Pewnie, że mam ochotę, skarbie. Skoro kurwa śpiewam dla miliona ludzi, to dlaczego nie miałbym pośpiewać tobie?
- Może nie jestem tego warta? - Ja pierdole, ludzie trzymajcie, ona...?
- To jeśli ty nie jesteś warta, to... To powiedz kto jest? - Poruszam brwiami, uśmiechając się w cwaniacki sposób. Zagiąłem ją, to rzecz więcej niż pewna.
- Nie mam pojęcia. - Odpowiada w zajebiście słodki sposób, bo się naburmuszyła. - No śpiewaj już!
Zaśmiałem się jeszcze pod nosem, szepnąłem jej do ucha coś w podobnie „nie rozkazuj mi mała”, jednak zacząłem śpiewać. Była to ta sama piosenka, którą zaśpiewałem wtedy w barze, w Lafayette, specjalnie dla niej - ona w ogóle powstała dla niej. Sweet Child o Mine. Bo ona jest takim moim słodkim słońcem, nie wiem czemu byłem takim pierdolonym sukinsynem i się tyle nie odzywałem. Na samym początku w ogóle nie mogłem sobie bez niej poradzić, nie miałem z kim szczerze pogadać, nie zmieniłem się tak bardzo. Może w stosunku do innych jestem inny, ale dla niej chcę być taki, jak byłem kiedyś. Przecież na to zasługuje, co nie?
- Jesteś taki kochany. Ty wciąż o mnie myślałeś? Tak, jak ja myślałam o tobie? Prawda?! Powiedz, że tak... - Zaczęła się niepotrzebnie nakręcać. Wiem, że skończy się to płaczem, a ja cholernie nienawidzę, gdy ona ryczy. Z resztą... Znów nie wiem czy być szczery, czy skłamać.
- Myślałem o tobie, bo cię kocham. Jesteś moim ukochanym, jedynym i najważniejszym powodem do życia. Nie ma nic kurwa ponad tobą. Nawet, gdyby mi kurwa wszystko zabrali! Wszystko: pieniądze, dom, ubrania… Wszystko, naprawdę wszystko. To i tak miałbym ciebie. A gdy miałem to wszystko, a nie miałem Ciebie... Życie było... Po prostu czegoś w nim wiecznie brakowało.
- Willi... ?
- Tak, mała? - Objąłem ją, pozwalając by mogła ułożyć głowę na moim ramieniu. Zawsze lubiła sobie tak siedzieć. Ramie chyba jest kurewsko twarde, ale nie mój problem skoro jej tak wygodnie.
- Opowiedziałbyś mi, dlaczego tyle czasu minęło, a ty... Nie dawałeś znaku życia? – Nie! Nie, nie, nie! Po stokroć kurwa mówię nie! To pytanie miało nie paść, cholera... Rozklei się, a miało być zajebiście, to miał być nasz wieczór, kurwa mać. Bez ryku, bez smęcenia, bez pierdolenia...
- Na pewno chcesz wiedzieć, mała...? Rozpłaczesz się, kruszynko. A wiesz, że nienawidzę gdy płaczesz, bo wtedy nie umiem nic zaradzić.
- Nie będę płakać, obiecuję! - Przybrała postawę wyprostowaną i wzięła głęboki oddech... Uważaj, bo uwierzę...
- Dobrze, ale nie będziesz mi przerywać i włazić w słowo, dobra? Bo chcę się skupić, a jak mi będziesz przerywać to się zdekoncentruje i takie tam sranie, ok?
- No pewnie, ale najpierw chodź. Siądziemy wygodniej - na kanapie!
Tak, to jest zajebisty pomysł, plecy mnie kurwa bolą jak cholera – to naprawdę coś okropnego.
Wylądowaliśmy na miękkim, białym obiciu wielkiej kanapy. Mogłem mówić, gdy siedziała, czy leżała przytulona do mojego boku - jak mi tego brakowało... Rose, skoncentruj się!
- Zacznijmy od początku… Wyjechałem z Lafayette pełen obaw. Nie wiedziałem, co się ze mną będzie działo. Zadomowiłem się w LA u dziewczyny Izziego - jak wiesz, on tam rezydował już dość długo; wyjechał dużo wcześniej, niż ja - to też na pewno pamiętasz. Któregoś razu, Stradlin, ten szmaciarz, tak się napruł, że zrobił rozjebke w domu u tej laski. Policja przyjechała, spisała nas, a ona musiała odpowiadać za to, że był najebany jakąś herą. Przeszukali jej dom i… Bum! Wylądowałem z czarnym na ulicy. On sobie jakoś poradził, a ja mieszkałem praktycznie przy śmietniku. Wiedziałem, że nie mogę wrócić do domu z podkulonym ogonem. Co to, to nie! To nie w moim stylu! Jak się ucieka, to się ucieka z jebaną klasą. Ta dziewczyna, Mary chyba albo Michelle? Sam już kurwa nie wiem... Nie miała telefonu, ledwo wyrabiała na tą chatę, więcej opłat do szczęścia nie potrzebowała... Gdy mieszkałem na ulicy, siłą rzeczy nie miałem jak zadzwonić. To było coś strasznego, nawet sobie nie wyobrażasz... Nie mam pojęcia jak ja mogłem i dawałem sobie radę. Tyle czasu bez jedzenia i prysznica... - W tym momencie nieco gorzej było mi mówić, jednak dawałem radę, sam nie wiem czemu... - Później... A! To trwało pierwszy rok, u tej Michelle, chyba. Mieszkałem ze Stradlinem pół roku; on jakiejś półtorej łącznie, jednak nie o tym... Tułałem się często - gęsto po tych najmodniejszych ulicach. Zebrałem jakąś ekipę, najpierw grałem w Hollywood Rose; jeszcze, gdy miałem gdzie mieszkać; dopiero później zamieszkałem w piekielnej chatce kurwa, która była niemniej obleśna, co ulica czy chodnik za śmietnikiem... Jednak wtedy... Wtedy mogłem już dzwonić, ale mówiłem sobie, że dawno o mnie zapomniałaś. Cholera jestem pojebany! Skoro tak cię kurwa kocham, to powinienem był zadzwonić, ale Izz… Powtarzał: „Daj jej spokój. Niech sobie ułoży życie. Narobisz jej nadziei i znów będzie rozpaczać, przez ciebie.”. Egoista ze mnie, bo za nic kurwa nie chciałem, żebyś układała sobie życie beze mnie. Cholera... Obiecaliśmy sobie, że ułożymy je razem. Będziemy ze sobą do końca życia, a później pójdziemy się razem smażyć w piekle. Chociaż wiedziałem, że ty, moja mała, pójdziesz do nieba - bo jesteś aniołem... - W tym momencie dziewczyna chyba się wzruszyła, bo poczułem, że mokry materiał przykleja się do skóry na moim ramieniu. W dupie to mam, może płakać - byle nie do przesady, kurwa.
- Za każdym razem, gdy chciałem zadzwonić, wmawiałem sobie: „Niech będzie szczęśliwa, przecież dla ciebie od zawsze liczyło się jej szczęście. Ty sukinsynie, możesz cierpieć, ale ona ma prawo do szczęścia!” - nie pomagało, ba! Za cholerę, ani trochę, jednak miałem to gdzieś, wmawiałem to sobie, powtarzałem codziennie, rycząc jak pojebany do twojego zdjęcia – nikt o tym nie wiedział.
W środku wciąż jestem tym samym człowiekiem - mam gdzieś co ludzie o mnie myślą, mam uczucia i dla ciebie będę wciąż tą samą osobą. Pod koniec i tak było najgorzej - mijał kolejny rok, kolejny zakurwiały rok. Stawaliśmy się mocno rozpoznawalni, a ja tak cholernie przeżywałem, że ciebie nie ma ze mną. Nie chcę, żebyś myślałam, że mam cię gdzieś, że jesteś mi obojętna, bo to nie prawda! Tak nie było, Marta… Ja chciałem po ciebie pojechać, bardzo chciałem, rozumiesz?! Bardzo! Ale wiedziałem, a tak naprawdę wmawiałem sobie, że nie można! Nie! Nie, nie, nie i koniec! Nie mogę po ciebie pojechać, bo jesteś beze mnie szczęśliwa. Nie mam prawa zabraniać ci... Być... Beze mnie szczęśliwą. - Dobra, wzruszyłem się jak pieprzona baba! Rose ogarnij się!
- Wybacz mi... To chyba tyle... A! I pod sam koniec – piąty, czy szósty rok... Już wszystko wypychałem… Wypierałem, znaczy się! Wszystko! Zamknąłem się na ludzi, nie miałem przyjaciół oprócz tych z zespołu… Niby byłem w jakiś „chory” sposób szczęśliwy, ale mimo wszystko było to wybrakowane, rozumiesz? Wciąż czegoś mi brakowało! Jak ostatniego puzzla w układance. Ostatni pasujący, który sprawia, że obrazek jest cały - ułożony w idealną całość...
W moim obrazie życia idealnego brak było ciebie - bez ciebie nie mogłem być w pełni szczęśliwy. Teraz będę, bo w końcu w moim życiu jesteś ty. Z tobą jestem w pełni szczęśliwy. - Przytulam ją po tych słowach najmocniej jak potrafię.
W tym momencie odzywa się moja druga, pierdolona strona, którą przez ten cały czas próbowałem ukrywać, wyłączać, żeby się nie uaktywniała - wcale jej nie chciałem. Ale to mnie męczyło! Było czymś tak chujowym… Jakby ukrywanie własnego siebie… Nigdy więcej, kurwa! A na pewno nie przy niej - zasługuje na moje prawdziwe oblicze.
- William, nie... Nie wiedziałam, że...
- Tak… Wiem, że nie wiedziałaś. Domyślam się przynajmniej. - Musiałem jej przerwać. Wtedy, dało się zauważyć, że nie potrafi się wysłowić.
- A teraz czy mogłabym ja opowiedzieć, jak się czułam? - O nie... Kurwa, jak jej zabronić, żeby się nie obraziła albo nie zasmuciła...?
- Martuś… Nienawidzę, gdy się smucisz.
- A jeśli obiecam, że się nie rozpłaczę?
- Dobrze, trzymam Cię za słowo. Przytul się i nigdzie nie uciekaj. - Zaśmiałem się, przyciągając ją do siebie mocniej. Schowałem twarz w jej włosach - one wciąż tak samo pachną… Wciąż tak słodko - wanilią, czy czymś takim...
- Więc... Nigdy nie sądziłam, że będziesz moim powietrzem. Czymś, bez czego nie jest już tak, jak było kiedyś. Czegoś wiecznie mi brakowało - odszedłeś, zabierając ze sobą część mnie samej. Oderwałeś kawałek, a dokładniej - wyrwałeś serce - pozostawiając po nim wielką, głęboką dziurę. Byłam wybrakowana, jednak żyłam w nadziei, że któregoś razu wrócisz, zapychając pustkę swoją miłością. Nigdy nie pomyślałabym, że stanę się od ciebie zależna. Gdy byłeś obok - żyłam całą sobą, pełną piersią, wszystko miało sens, pasowało do siebie - tworzyło jedną, zwięzłą całość… A kiedy mnie zostawiłeś; teraz już widzę, że wcale nie chciałeś, abym cierpiała; wtedy wszystko się zawaliło, rozumiesz? Już nic nie miało dla mnie sensu - naprawdę nic. Tak okropnie cierpiałam. Płakałam co noc, żeby nikt nie widział, ale z czasem już nawet nie dbałam o to, czy ktoś widzi - po prostu byłam zrozpaczona. Chcę, abyśmy wszystko naprawili - żeby było jak kiedyś. Kochanie powiedz, że damy radę to zrobić, że chcesz to zrobić…
Westchnąłem głęboko, gdy zakończyła swoją wypowiedź i głośno wypuściłem powietrze.
- Będziemy się starać, kiciu, prawda? Oboje będziemy się o to starać. Wiem, kurwa, łatwo nie będzie, bo mamy nagrywanie, pisanie tekstów, próby… Niedługo rozpoczynamy trasę… Ale uda nam się! Uda, kurwa! Skoro jesteśmy tak cholernie w sobie zakochani...
- Wciąż jesteś we mnie zakochany? - Wyrwała się z bananem na ryju, nie gorszym, niż u Popcorna - i dobrze, bo już się bałem, że będzie ryk.
- Tak. Dziś… Oczywiście od zawsze to wiedziałem, ale dzisiaj… Opowiadając to wszystko, zauważyłem, że wciąż jestem zakochany.
Długą chwilę trwaliśmy w ciszy. Naprawdę ciągnęła się ona w nieskończoność, ale nie była nieznośna, dołująca, a błoga… Błoga cisza, która nie jest stresująca - podobała mi się. Słychać było tylko nasze oddechy i czasami szmery, gdy któreś z nas poruszyło ręką albo nogą…Po prostu się poruszyło, nie będę się kurwa rozdrabniał!
Wciąż wąchałem jej włosy. Później usadziłem ją sobie na kolanach, obejmując ściśle w pasie. Uwielbiam ją przytulać. Teraz czuję również jej perfumy. Mam nos jakoś na wysokości jej szyi, dziwne że tak jakoś urosła…? Dokładnie mogę wywąchać jej zapach - słodki, jednak nie do przesady; nie mdły - idealny. Cholera, gadam od rzeczy, bo w niej wszystko zawsze będzie dla mnie idealne. Może nie dla jakiegoś innego skurwysyna, ale dla mnie w niej wszystko jest takie, jak powinno…Każdy centymetr jej ciała, każdy kosmyk włosów - wszystko kurwa!
Mam wrażenie, że teraz będzie zajebiście. Niby nie chcę zapeszać, ale chcę być jebanym optymistą. Wiecznie zadręczałem się myślami, miałem jebane wyrzuty sumienia, wierzyłem jednak - w sposób beznadziejny z resztą - że ona jest w pełni szczęśliwa. Ja nie musiałem być - już to niby wspominałem, ale teraz, gdy jest tak cicho - doceniam to, że była, jest i... Mam nadzieję, że będzie ze mną jeszcze bardzo długo.
Któregoś razu zażartowałem, że nie pozwolę jej odejść, nawet gdyby chciała - zamknę ją w piwnicy i nie wypuszczę albo postawię w gablotce i będę jej się co dzień przyglądał. Głupie gadanie, a jednak coś z prawdy w tym jest. Nie pozwolę jej odejść, a dokładniej - nie sprawię by chciała ode mnie odejść. A gdy będzie chciała, gdy już się wypalę - pozwolę jej iść. Nie, nie będę jak mój pieprzony ojczym. Nie chcę być jak on, nie chcę jej bić, wyżywać się, gdy będzie miała dość, gdy szala się przeważy, a jej cierpliwość i wiara w to, że się zmienię wypali się i wtedy... Nie będę jej trzymał siłą. Nie mogę zrozumieć, jak można być takim draniem? Odbiegłem lekko od tematu, ale moje myśli galopują po wszelakich tematach, wspomnieniach… Zatrzymują się na tych, które uznają za godne poruszenia. Niby można odwołać się spokojnie do tych chwil, jednak nie zawsze są one przyjemne dla „opowiadającego”.
- Axl…? - jej ciche szeptanie wyrwało mnie z zamyślenia.
- Możesz mówić inaczej, ale słucham?
- Dobrze, zapamiętam. - kiwnęła głową. - Możemy wstać?
Rzuciłem jedynie krótkie „jasne”, a ona zeskoczyła z moich kolan, gdy oczywiście już ją puściłem. Chwyciła mnie za rękę i zaczęła dosłownie ciągnąć na górę. Nie wiem po co, ale w sumie chuj z tym? Skoro chciała mnie tam zaprowadzić, to co ja się będę wtrącał – nawet wiem dokąd zmierza. Po pokonaniu długich, szerokich, białych schodów, następnie długiego korytarza, wprowadziła mnie do sypialni. Zamknęła za nami drzwi, od razu wbijając wzrok w podłogę.
Nic nie mówiłem. Nie chciałem się kurwa odzywać, skoro i tak już była speszona. Ledwo się obejrzałem, a zaczęła obiema rękami pchać mnie w stronę łóżka - coś kurwa podobnego jak dzieci rodziców. Pamiętam, bo mój brat tak robił albo ja?! Chuj z tym! Ale co ona robi?
Wylądowałem na łóżku...
Nie wiem, czy mnie zaczyna brać jakaś kurwica, jak Rosa, że nie potrafię normalnie z człowiekiem porozmawiać? Wszystko idzie w tę złą stronę, niestety dla mnie, ale i dla innych, jak widać. Może to dobrze?
Pójdę spotkać się z chłopakami. Dawno nie gadałem z Duffem - też jakąś laską się zajmował, ale raczej bez zobowiązań. Popcorn też jakiś nie taki. Widziałem go dziś, gdy szedłem po fajki. Właśnie, zajebiste określenie na czyjś stan: „jakiś nie taki”- szczyt kurwa inteligencji. No, nawet mnie nie zauważył, a jak go złapałem wydawał się taki... Nieobecny? Chwilę gadaliśmy, ale stwierdziłem, że szkoda czasu, bo nawet mnie nie słuchał, a nie będę się produkował bez sensu, co nie?
- No siema, Stradlin. - Stoję w budce telefonicznej, paląc jednocześnie papierosa - już siódmy, muszę jeszcze skoczyć po nową paczkę...
- Co tam?
- Idziemy na piwo?
- A co jest? Coś nie tak? Dalej nie chcę wysunąć dupki?! - Nienawidzę tego jego śmiechu, ale dobra, przecież już powinienem się przyzwyczaić.
- No właśnie nie. - Udaje takie chujowe przejęcie, że niby mój świat kręci się jedynie wokół seksu, bo niby poniekąd... Dobra, tak jest, ale sam przed sobą się nie przyznaję, mimo, że tak jest!
- Dobra, to kiedy i gdzie? Rose na pewno nie przyjdzie. To pewne, bo on się zajmuje wiesz kim...
- No wiem. Zbierz resztę i spotkamy się w Rainbow. - Coś odpowiedział, chyba „no spoko”, po czym odłożyłem słuchawkę.
Tak, jak wspominałem –po drodze wstąpiłem po szlugi. Tym razem inny sklep, to i moje czerwone były, chociaż tamte ruskie gówna całkiem mocne, a to już jakiś plus - jak dla mnie oczywiście.
Polazłem do baru i usiadłem przy stoiku, który zawsze był zajmowany przez naszą piątkę. Zamówiłem to, co zwykle i czekałem, bo cholernej godziny nie ustaliłem. Teraz będę jak ta lilia siedział i kwitnął, kurwa. Zawsze gdy się nudzę, zaczynam myśleć z fajką w ręku - dziwne.
Zastanawiałem się, czy ta dziewczyna już coś dla mnie znaczy, czy jednak wciąż jest mi obojętna. Może sam się z tym kryję… Z tym, że staje się dla mnie kimś więcej, niż laska, którą... Właśnie! Ja nawet jej nie pieprzę, więc to odpada. Pytam więc sam siebie: kim ona do kurwy nędzy dla mnie jest?! Obstawiałbym kobietę, którą próbuję rozpracować. Wiele razy tak robiłem - można wierzyć lub nie, ale nie jedna taka była. Chciała być traktowana inaczej, bo dziewica. Nie wiem na sto procent czy nie kłamie na przykład… Podświadomie czuję, że jest jedną z tych, które boją się puścić, myśląc, że potraktuje je jak każdą - i mają rację, bo potraktuję. Ale ja przecież szanuję kobiety. No dziwki nie... Ludzie, błagam - kobieta, a dziwka to dwa różne światy. Może to myślenie jest dla wielu osób głupie, nielogiczne, ale takie są czyste fakty i niezbite dowody... Dobra pierdolę od rzeczy!
Na całe szczęście już przyszli, zacząłem się o siebie bać...
- Razem z Popcornem słyszeliśmy od Stradlina, że ci laska nie daje i jesteś kurewsko zrozpaczony. – Nie ma to jak pocieszenie McKagana - zawsze spoko. Izzy ubzdurał sobie i musi rozgadywać, skurwiel.
- Bo mi kurwa jojczy nad uchem, to się z wami podzieliłem, tak? – Taaa, broń się Stradlin i tak mnie wkurwiasz…
- No whatever! Nie kurwa? – Kwituję, poruszając brwiami, bo podebrałem powiedzonko Izziemu, no trudno. – Pijemy?
- Jakżeby inaczej! Ja stawiam. Jestem w chuj usatysfakcjonowany, bo znalazłem dupę, która mi płaci za seks, czaicie? – McKagan bawi się w dziwkę? Tego jeszcze nie było.
- Nie czaję.
- Ja pierdole Popcorn, robi za kurwę spod latarni. Nie, Izzy?
- Whatever, zamów coś, bo mnie suszy!
- Już, już! Ja pierdole… - Duff zawołał uroczą, jak na moje oko i tak zbyt plastykową, lalunię, kelnereczkę, zbajerował ją jak to on, jednak udało mu się cokolwiek zamówić, bo serio, pierdolić od rzeczy umie, a ja na sucho nie gadam.
- Na reszcie, a teraz do rzeczy, po chuj mnie tutaj ciągałeś Slash?!
- A co to, Stradlin, już masz w dupie przyjaciół, że nie możesz nawet wyjść z nimi na piwo?
- Blondas dobrze mówi, polać mu! A tak serio… To kurwa pogadać chciałem, nie? Ja pierdole, jak wam tak przeszkadza to mogę pić sam, kurwa. – Rzeczywiście jakoś im ostatnio wszystko nie pasuje, ale dobra!
- Ja przecież kurwa nie narzekam, nie mów „wam”, skoro to jemu korona z głowy spadnie. Kiedy ci się Izz tak w dupie poprzewracało?
- Nie poprzewracało mi się chuju w dupie, tylko jakoś od kiedy Hudson ma tą swoją laleczkę, to ma nas w dupie, a skoro już kurwa mu nie daje, to sobie przypomniał o nas i wielce obruszony, że nie chcemy z nim gadać, a chuj kurwa, whatever! – Tak, ledwo na stole pojawiło się zamówienie Stradlin się zamyka! Typowe dla alkoholików. Popcorn też się nie odzywa, może podyskutuję przynajmniej z Duffem.
- Nie warto się skurwysynem przejmować, nie? – Kwituje tym razem wyżej wymieniony McKagan, odpalając papierosa. – To mów, co jest?
- Wkurwia mnie ta laska. Wczoraj odjebała taki numer… Przyleciała wkurwiona od Rose’a, bo chuj nie chciał jej powiedzieć gdzie ta cała Marta, nie?
- Jej przyjaciółka tak?
- No tak. I wkurwiała się, bo podobno jej nie słuchałem, kiedy ja kurwa próbowałem, ale ona nakurwiała jak mały samochodzik i weź tu ją zrozum. – Mlaskam zniesmaczony, biorąc szklaneczkę - Burbon, mmmhm.
- Ale co się takiego stało, że musiała jej szukać, bo jak mniemam nie było jej w domu?
- Pokłóciła się z Axlem i była wtedy ze mną. – wtrącił Steven, nie wiedziałem tego… A nawet Izzy się obudził.
- Jak to, Adler, kurwo? Była z Tobą?! – Ooo, a Stradlinowi co, że tak się rzucił?
- Spotkałem ją, nie? Poszliśmy ćpać razem…
- Ćpać? Ja pierdole, masz nie wciągać jej w to gówno!
- Spokojnie Izzuś, spokojnie… - Taa, może ja jednak lepiej się nie będę odzywał, bo gromi mnie spojrzeniem, kiedy ja chcę dobrze.
- Sama chciała…
- To było jej zabronić, co nie? Wybić ten pieprzony pomysł z łepetyny.
- Nie jestem jej matką, co nie? Ogarnij kurwa się…
Było to dość dziwne, kłócili się dalej. Nie wiedziałem dlaczego Stradlin tak nagle wybuchnął, zdał sobie sprawę, że wie jakie są konsekwencje narkotyków? Jak łatwo uzależniają i te sprawy, ale… Od kiedy go coś obchodzi, oprócz tego, czy jest naćpany albo najebany? No i czy ma co pierdolić…?
- Możecie zamknąć dupy? Popcorn, była z tobą tak? A o co się z rudym pokłóciła? – Musiałem jakoś załagodzić - nienawidzę jak ludzie się kłócą, a Izzy jakoś mocno się zaangażował w tę kłótnie, aż do niego nie podobne.
- Nie pozwoliła mówić.
- Ja pierdole, nie dowie się, mów.
- Oj, bo Rose chciał ją przelecieć, a ona mu zabroniła, to ten się wkurwił i gdzieś z domu wyjebał w pizdu.
- Kurwa, co za zjeb. – Kwituje to wszystko bezuczuciowy ton głosu Izziego. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć co jest grane.
- I co było dalej? – Ponaglam Steve’a.
- No i spotkałem się z nią na mieście, chciała mieć odlot, no to jej go zapewniłem. Później trochę się wymknęło wszystko spod kontroli i…
- Co rozumiesz przez „wyrwało spod kontroli” ? – Nie zgadniecie kto się wypowiedział… Hyhy… Taa.
- No kurwa całowaliśmy się, prawie ją pierdoliłem, ale jednak nie…
- Wyjebie ci zaraz, dotknąłeś ją…?!
- I chuj? Co ci kurwa odpierdala Izzy? – tym razem piłeczkę odbija McKagan, spoglądając na mnie, jednak ja wzruszam ramionami, również dość zmieszany jak i on.
- Whatever…
- Jak nieważne, jak ważne, ale ty mnie wkurwiasz! – no mnie powoli też, a miałem się odstresować…
Nie dostał jak widać żadnej odpowiedzi, bo Izzy nie zwracał na McKagana uwagi. A chuj mu w dupę, nie przyszedłem wysłuchiwać darcia ryja Stradlina, co nie?
- Może i racja, nieważne, chociaż kurwa nie mogę ogarnąć w czym rzecz! Ja zacząłem o Donnie, a oni się kurwa zaczęli wkurwiać, kłócić...
- Bo Popcorn mnie wkurwił, no ja jebie, tak trudno jest się połapać o czym rozmawialiśmy? - Izzy wielce obruszony...
- Nie kurwa o czym, ale nie czaje dlaczego się tak na niego o to wściekasz. Co ci do tego? Masz z nią jakiś problem? Rozwiń swoją kurwa wypowiedź, a nie kwitujesz w połowie „whatever” skoro zaczynasz, to masz kończyć, szmato! - ryknąłem na niego, na co ten zareagował prychnięciem.
- Bawisz się w Rose’a? Nikt mi rozkazywał nie będzie, tak?!
- Proszę?! - cedzę przez zęby, zaciskając palce na szklance, wydaje mi się, że zaraz ją zmiażdżę.
- Moja stara, dobra, przyjaciółka, nie?
- Posuwałeś ją? - wytrzeszczył oczy, pan, McKagan.
- Tak. Jak mieliśmy po kurwa dwanaście lat, znaczy ja miałem, ona miała dziesięć. - sam już nie wiem czy to ironia... Czy nie. Jasne kurwa że tak, robię mentalnego facepalma.
- Ja pierdole, na serio? - aż Popcorn się zdziwił, chyba też wziął to całkowicie na serio... Jestem normalny! Izzy robi – nie mentalnego, a prawdziwego, widocznego facepalma.
- Kurwa mać, od urodzenia mieszkałem w Lafayette i ona też. Nasi starzy się znali to i ja ją poznałem. W sumie nie wiem ile miała dokładnie lat, na pewno młodsza była, nie? I była moją przyjaciółką, nie wiem kurwa, takie trudne do zrozumienia? I pojęcia?!
- Łał i nie mogłeś przepraszam tak kurwa od razu?! - patrzę na niego, puszczając biedną szklankę. Stradlin uśmiecha się tajemniczo.
- Mogłem, ale tego nie zrobiłem.
- No przecież widzę, że nie.
- Uwielbiam wkurwiać, jestem nierodzonym bliźniakiem Rose’a - niestety za długo się znamy.
- Czyli nie mówisz, że jej nie posuwałeś, tak? Czyli ją posuwałeś? – ja pierdole, Adler…Nie ty. Ty nie masz prawa mnie wkurwiać!
- Odjeb się Popcorn, nie mówię, że nie, ale… Z resztą chuj wam do tego czy posuwałem, czy nie?! Moja sprawa, nie?
- Czyli przeleciał ją, a jak ja chciałem, to zaczął mordę pruć, takie moje życie jest zjebane.
- Zamknijcie te ryje! Miałem się od stresować, a wy mi kurwa utrudniacie. – Wydarłem się na pół baru, ale co z tego.
- Sorry?!
- Oj spierdalajcie. Popcorn, masz jakieś…
- Żelodżelo?!
- Co? – patrzę na niego jak na totalnego idiotę, nie wiem o czym do mnie rozmawia.
- Tableteczki w kształcie misi, nooo! – dobra, że co kurwa?
- Nie czaje…?
- Witaminki, dla dziewczynki i... no chcesz odlot, tak?
- No…
- To masz! – wciska mi w rękę swoje opakowanie, którym wcześniej się zajmował.
Wychodzę z baru, otwierając po drodze woreczek. Dziesięć tabletek, ciekawe czy działają chociaż. Za darmo to pewnie chujowe. Połykam pierwsze dwie, nic nie działa – no co? Odczekałem trochę… Pięć sekund, ale nieważne.
Nie ma - wszystkie zjadłem.
Musiałem przysiąść na ławce, bo czuję się jak na pierdolonej karuzeli…
Nie przerażać się poziomem cukru w cukrze oraz tym, że Rose
jest mało Rosowy, ponieważ się otwiera.
Mam nadzieję, że się mimo to spodoba. - ABC.
A teraz coś, czego się nie spodziewaliście, czyli bad_ass.
Cześć wszystkim. Nie paczcie na to pierdolenie Edzi powyżej, bo Rose zawsze jest bardzo Rose'owy w jej opowiadaniu. Trochę popoprawiałam, mam nadzieję, że mnie ABC za to nie zabije.
Chwilowo nie ma ona dostępu do neta, a ja Was wszystkich informować nie będę.
Czytajcie, komentujcie, ENJOY kurwa. :>
Mam nadzieję, że się mimo to spodoba. - ABC.
A teraz coś, czego się nie spodziewaliście, czyli bad_ass.
Cześć wszystkim. Nie paczcie na to pierdolenie Edzi powyżej, bo Rose zawsze jest bardzo Rose'owy w jej opowiadaniu. Trochę popoprawiałam, mam nadzieję, że mnie ABC za to nie zabije.
Chwilowo nie ma ona dostępu do neta, a ja Was wszystkich informować nie będę.
Czytajcie, komentujcie, ENJOY kurwa. :>
Druga część bardziej mi się podobała. Jakoś Axl był taki... czuły, spokojny i nie mogę się do niego przyzwyczaić w Twoim opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńDuff bawiący się w dziwkę mnie rozwalił. W ogóle ta cała kłótnia chłopaków. I tabletki w kształcie misiów. I cały Adler był świetny, ale to chyba przez to, że go kocham. I Izzy z tym tekstem o pierdoleniu się gdy mieli 10 i 12 lat. No i uwielbiam narrację Slasha :3 Ogólnie druga część mi akurat bardziej się spodobała, co nie znaczy, że pierwsza jest słaba, bo nie jest :D
Wiedziałam, że nie przypadnie do gustu słodzenie, trudno, będzie się trzeba przyzwyczajać, bo będzie już zawsze :) nie jedynie, ale sporo.
UsuńI DOBRZE! NALEŻY IM SIĘ W KOŃCU TROCHĘ SZCZĘŚCIA!
UsuńNO WŁAŚNIE <3
Usuńhttp://deadly-psychopath.blogspot.com/ rozdział IV, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńSuper rozmowa w barze. To "Żelodżelo" mnie po prostu rozwaliło. LOL Steven!
OdpowiedzUsuńNo jasne, że chce :D Tylko nie teraz, bo jest już poźno.
OdpowiedzUsuńA nie martw się. Bede miała nastepne opowiadanie, ktore bedziesz mogła czytac od poczatku :D
Hmmm, o czym jest to opowiadanie?
OdpowiedzUsuńNajpierw, to sobie przeczytaj zakładkę "opowiadanie" gdzie są opisani bohaterowie, to będzie Ci łatwiej zrozumieć, to co tu teraz napiszę :D
No to Diana i Rosie mieszkają sobie spokojnie z Shandą w Bevery Hills i raczej niczym się nie przejmują. Diana pracuje jako tatuażyska. Rosie chodzi sobie jeszcze do szkoły. Jednak ich życie nie jest takie do końca idealne, bo dziewczyny naprawdę zostały adoptowane. Diana miała 10 lat, a Rosie miała 4 lata i w sumie nie pamięta za wiele. Ale pewnego dnia odkrywa, że mają jeszcze brata.
W tym samym miescie na osiedlu cpunow zwanym Skid Row mieszka sobie 4 swierusów, która własnie załozyła zespoł. A te świry, to Slash, Axl, Steven i Izzy. Duffa jeszcze nie ma, bo dopiero co dołączył do zespołu i jeszcze z nimi nie mieszka. Slash sobie kiedys idzie ulicą i zaczepia go cyganka. Mowi mu, ze zostanie ojcem i ma sie ogrnąc. Na to on ja wysmiewa. Potem okazuje sie, ze owa cyganką była Shanda, a dziewczyna z ktora spał dzien wczesniej, to była Diana. Diana ma do tego kolezankę Natalię, ktora w sumie chodzi z Duffem, ale wykopuje go z mieszkania, bo ma dosc jego chlania, wiec McKagan sprowadza sie do meliny Gunsów i mamy juz pełny skład. Rosie ciągle szuka sowjego brata, chociaz pamieta tylko tyle, ze jest to czarnowłosy chlopiec. No i pewnego dnia, to jakos tak mimowolnie zachodzi na Skid Row. Rosie choruje na cukrzyce. Tam, na przystanku atobusowym dostaje nagle ataku hipoglikemi. Nieprzytomną znajduje ją Slash. Wie, ze jest to siostra Diany, ktora w sumie go tak troche zauroczyla, wiec postanawia jej pomoc. W melinie spotyka sie z totalna obojętnoscia chłopakow, ale jak Izzy slyszy, ze dziewczyna ma cukrzyce to sie podrywa, aby jej pomoc. Wszyscy sie dziwa, skad on wie, jak postepowac w takich przypadkach. Okazuje sie, ze zanim trafil do domu dziecka (bo u mnie Izzy jest sirtoą z bidula) to mial dwie siostry w tym jedna z cukrzycą. No i Diana i Rosie to sa własnie jego siostry. Hmm i co jeszcze? AAAA, mamy jeszcze Cassie. Młoda matkę małej Amber. Cassie chodzi do klasy z Rosie. Rok temu przeprowadzila się z Seattle do LA. Ktoregos wieczora zwierza sie, ze ojcem Amber jest Duff, ale on nic nie wie o dziecku, bo mala urodzila sie juz po tym, jak on wyjchal. Ciotka u ktorej mieszka Cassie potem ja wywala i kaze jej pracowac w Rainbow, gdzie dziewczyna poznaje Slasha. Slash w sumie sie z niaj zaprzyjaznia i sie do niej wprowadza. Jednak nic miedzy nie ma. Cassie i tak biega na randki, a on głownie zamuje sie dzieckiem. I dociera do niego, ze to dziecko co mu przepowiedziała cyganka, to jest własnie Amber.
Addie od listu jest dziewczyną Axla, ale Rudy raczej nie traktuje jej powaznie. Jest z nia tylko dlatego, aby ona załatwiła Gunsom koncert. Addie pracuje w Rainbow, wiec ma wtyki. W sumie, to Axla nie obchodzi co takiego ona ma zrobic, okresla to ze wszystko. No i okazało, sie ze Addie musiała przespac sie ze swoim szefem, aby ten koncert załatwic. I zaszła w ciaze.
Mamy jeszcze Stevena i jego psia dziewczynę Cholerę. Pieska ktorego znalazł na ulicy i ubustwia :D
No to chyba tyle. Jakies pytania? Cos niejasne?
Dobry rozdział. Nie lubię potulnego Rose'a ale tu akurat to pasowało : > Kłótnia w barze mistrzowska. Myślałam już, że Izzy się w tej Marcie zakochał, to by było ciekawe : D No oczywiście mój komentarz jak zwykle nie składny ale cóż. : D
OdpowiedzUsuńPrzecież Iz jest z Lafayette, stary dobry przyjaciel no! :)
UsuńA mi się dobry i przyjazny dla świata Rose podoba :> Narracja Slasha mistrzostwo! Ubóstwiam! +Żelodżelo mnie rozjebało *_*
OdpowiedzUsuńHahaha, już jest nas dwie i możemy podbijać świat! Co chodzi o podobanie się przyjazneto Rołza <3
Usuń+Żelodżelo... Mam czasem takie schizy -.-
moje zdanie na temat części z Axlem i Martą znasz :D
OdpowiedzUsuńnarracja Slash'a - ubóstwiam. ta ich kłótnia mnie trochę rozśmieszyła xd Duffy bawi się w dziwkę? o.O why się pytam, chyba mu do reszty odjebało.
trololololo Axl jest słodki, lubię go w takim wydaniu <3
O, czyli jeszcze lepiej! Trzy, do podbijania świata! Why not? :)
UsuńA co do Duffa, sama nie wiem, ja mam coś z głową -.- Hueuhuehue.
Dla mnie też jest słodki <3
zatem podbijmy świat xD
Usuń<3
~ Bean
Ja się na to jak najbardziej piszę! Zawsze chciałam być superbohaterem, albo złym charakterkiem! :)
Usuńaaaaaaaaaaaaaaaaaa! zawsze chciałam mieć jakąś fajną pelerynę, albo kostium jak superbohaterzy. to mnie kręci :3 złe charaktery zawsze spoko!
Usuńto kiedy wyruszamy? xD
Ja tam chcę być czarnym charakterem :3 a wyruszajmy.. Nawet teraz, zaraz, w tej sekundzie... Huehue!
Usuńmożemy wyruszać, tylko daj mi 5 minut bo sobie muszę pelerynę znaleźć. o, prześcieradło chyba się nada! :D
UsuńOk, to ja czekam, muszę spakować mojego ukochanego misia : C
UsuńPrzeczytałam już wcześniej, nie myśl sobie, ale ciągle albo pisałam z Tobą, albo czytałam książkę Ozzy'ego i nie miałam czasu, więc skomentuję teraz.
OdpowiedzUsuńJest zajebiście, kocham słodkiego, uroczego Axla. Kocham słodzenie, kocham szczęśliwe, wesołe notki. No kocham po prostu <3
Duff bawiący się w dziwkę, no super. Weź mu kurde wreszcie znajdź jakąś dziewczynę, niech ona wygląda jak ja(tylko niech szczupła będzie, Duffy nie zasługuje na takiego grubasa) i ma na imię Sophie :> I wtedy będzie zajebiście ^^
Zastanowię się, jeszcze. Bo chyba mi blondas się na coś przyda, muszę to przemyśleć :)
UsuńDuffiasty jest mój, no ej! :< Chcesz mi serduszko złamać? Już mnie wgl nie kochasz... ;<
UsuńNo wiem, że jest Twój, co nie oznacza, że przyda mi się samotny Duff :D
UsuńWłaśnie .. mnie też to ŻELODŻELO totalnie rozwaliło. Leżę i się śmieję. Izzy mnie .. zaintrygował tak na początku drugiej części opowiadania ^^ No nic.. Mam nadzieję, że niedługo odzyskasz dostęp do neta. Czekam na kolejny ^^
OdpowiedzUsuńOjej *u* genialne jest, i Jejku taki slodziutki Axl, no bosko poprostu.
OdpowiedzUsuńBoję się że jednak Izzy coś namiesza xd ale i tak go lubie <3
Aga :*
No wiem, że słodziutki, taki miał być. :)
UsuńNo nie ukrywam, że przeczytanie dwudziestu czterech rozdziałów jest swego rodzaju przedsięwzięciem, ale dam radę i na pewno przeczytam :D Zabieram się dzisiaj do czytania, i już pierwsze słowa w pierwszym rozdziale wywołują uśmiech na mojej mordzie, zatem na pewno pójdzie szybko i przyjemnie :D
OdpowiedzUsuńJakie romantyczne wyznania. Słuchałam przy tym Knockin On Heavens Door i prawie mi się łezka w oku zakręciła, haha. Co w moim przypadku jest dziwne.
OdpowiedzUsuńZ psychologicznego punktu widzenia zakochanie trwa niestety tylko 4 lata, a potem to już tylko przyzwyczajenie. Szkoda, że to uczucie tak szybko gaśnie.
Czy oni w tej sypialni... ? Haha :)Czemu nie opisałaś?!
Uff... Dobrze, że Steven nie oberwał. Stevena bić nie wolno, nigdy, przenigdy, nie wolno go krzywdzić. To jest najwspanialsza postać z całych Gunsów. Moje guru.
Nadrobiłam już wszystkie zaległości :)
A ja tam go lubię, za to jaki jest :) Jest po prostu... specyficzny ;)
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy, po prostu nie miałam ostatnio za dużo czasu.
Ale mówimy o podobaniu się w sensie charakteru, prawda?
OdpowiedzUsuńJa tam osobiście nie mam nic do wybuchowych ludzi, ponieważ mam z takimi często do czynienia ;]
To bardzo dobrze, dzięki temu opowiadanie jest bardziej rzeczywiste :)
OdpowiedzUsuńJestem załamana! Ale nie twoim rozdziałem oczywiście! Broń Bóg! Napisałam ci w przypływie weny twórczej meeega szczegółowy i dokładny komentarz wyrażający moje odczucia co do rozdziału/tekstu/notki/wizji świata? (niepotrzebne skreślić :P) i nagle pff! Nie ma! (dobra to dokładnie tak nie było ale kogo to obchodzi?!) W związku z powyższym będzie krótko i treściwie.
OdpowiedzUsuńUno. Cieszę się, że Marcie się układa
Dos. Wprowadzenie chłopaków do rozdziału to dobre urozmaicenie
Tres. Dalej podkochuję się w Adlerku :3
Quatro. When will the next chapter, bitch? ;D
Dobra wiem, że chujowo bo brak mojej boskiej ironii ale cóż zrobić?
Miłego dnia życzę i
Pozdrawiam
ANF
Kocham Cię Korniuello. Za punkt numer trzy. <333333333333
UsuńNikt nie wie, jaki on jest w rzeczywistości. Wszystko to tylko przypuszczenia.
OdpowiedzUsuńTo i tak nie są żadne podstawy :) Zresztą, żadnego człowieka nie da się poznać do końca.
OdpowiedzUsuńZ moim wyobrażeniem nawet współgra.
Zdecydowanie tak.
OdpowiedzUsuńA o którym mówisz? Tak źle jest?
OdpowiedzUsuńTo szkoda, że tak masz. Ja lubię czytać twórczość innych bloggerów, motywuje mnie bardzo do pisania.
OdpowiedzUsuńTo dużo nie masz, tylko dwa rozdziały, dasz radę ;)
Rozumiem, mam nadzieję, że uda Ci się go jakoś przełknąć ;P
OdpowiedzUsuńOkay, nie ma sprawy.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na nowy, dwudziesty czwarty rozdział opowiadania http://rocklikesuicide.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWreszcie można było się dowiedzieć więcej o początkach Axla w LA. Średnio mi przypadło do gustu to jego potulne oblicze, ale fakt, najbardziej tutaj pasowało. Druga część podoba mi się trochę bardziej, co nie zmienia faktu, że calutki rozdział jest jedyny w swoim rodzaju. :> Narracja Slasha, jak zawsze, prześwietna. :3
OdpowiedzUsuńhuehuehue, Akselcio potulny - zawsze spoko. I będzie więcej. :)
Usuńa Slashie... Ludzie on jest po prostu zagubiony, nie może posunąć, a kurwicy dostaje, bo chcę. Chcieć, a móc nie..? A on tak to przeżywa, że musi iść nakurwiać na Donne do kolegów. :D
No hej :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, to przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale nie było mnie w domu. Zaliczyłam chyba najgorszy w moim życiu wypad pod namiot nad jezioro i ciężko mi się po tym wszystkim ogrnąć, ale dałam radę przeczytać ten rozdział. No teraz muszę zebrać się jakoś na komentarz :D
Hmmm, ostnio pisałaś mi chyba, iż zmienie zdanie o Rudym po tym rozdziale. No, dobra.. miałaś rację. Tylko ja teraz to tak do końca nie wiem, czy Axl jest szczery wobec Marty. Bo jednak na początku, kiedy ona przed nim stanęła, dawała mu ten list, a ten nic, to nawet jej nie poznał, więc tak do końca myśleć sobie ciągle o niej nie mógł. Chociaż mówił potem, że się wyprał wszystkiego i soboe żył w takiej jakby iluzji własnego szczescia. No to może tez, kiedy ja zobaczył, to po prostu nie przyjął do swojej wiadomości, ze tak naprawdę, to jest Marta? No i własnie mam problem, czy to wyznanie, które jej teraz walnął było takie do końca szczere? Ale dobra, unzjmy, że było, bo zapewne masz to na mysli, ze było, aby Axl juz nie był takim bezuczuciowym chujem. Haha, zawsze scenki z słodkim, kochanym, czułym Axlem jakos mnie tak bawią ( ale w sensie pozytywyn) i rozczulają. No i znów tak zbajerował Martę, że w sumie sama zaciągnęła go do łóżka, chociaż on na początku nawet nie zdawał sobie sprawy, co ona takiego chce :D Axl nie zrozumiał aluzji?! No to w sumie swiadczy o tym, ze zalezy mu na niej i naprawde chce cos tam naprawic. Tylko, tak jak sam wspomniał, to ma problem. Te dwie strony swojej swiadomosci... haha, ja to zawsze w swoich opowiadaniach pisałam, ze jest Axl, który własnie jest draniem, dziwkarzem, cpunem i tym najgorszym co w Rose'ie twki, ale tez jest Billy, albo Will, który jest tym kochanym, czułym i romantykim, ktory pisze takie balladki, jak Novemner Rain i tak dalej. No własnie i to jest problem, ze własnie Axl czasem wygrywa nad Williamem..
No i mamy jeszcze zdepserowanego Slasha, ktorego nosi, bo Donna mu nie daje. Haha, no dobra, i własnie zaczął się zastanawiać, kim ta dziewczyna dla niego jest? No ja tez sie tak zastanawiam, ale zdjae mi sie, ze w głowce Slasha zaczyna tlic sie takie cos jak miłosc? Dobra, troche zabawne stwierdzenia, ale jakby nie bylo, to kazdego w koncu to trachnie. Noo to jak prawdziwy facet poszedł sie napic z kolegami i obgadać ową sprawę, ale temat zszedł na Marte. Mam wrazenie, ze teraz całe zycie GNR toczy sie własnie wokół Marty, haha. No i tak zastanawiam sie o co chodzi Izzy'emu z Marta? Bo jakos nie do konca to jeszcze ogrniam. Moze jak przeczytam drugi raz ten fragment, to cos tam wiecej goranę.
Dobra, to znów sie rozpisałam. Mam nadzieje, ze nie padłas z nudów przed komputerem czytajac moje nudne wydowdy :D
A i co do mojego nowego opowiadania... hmmm, może Ci się spodoba jesli zechcesz je czytac, chociaz nie bedzie ono tak do konca o GNR.. w sumie sami Gunsi i to nawet nie wszyscy, no w sumie to tylko Izzy i Slash bedą takim tłem do całej bajeczki.
Mam nadzieję, że z Colleen nie wyszło jakieś wielce skrzywdzone dziecko, bo w końcu jej aż tak źle nie jest bez matki i ojca, przyzwyczaiła się do tego, w przeszłości miała obok siebie ludzi, na których mogła liczyć, byli dla niej jak prawdziwa rodzina. Tworząc postać Colleen wzorowałam się na biografii pewnej kobiety, która w USA w latach 90. została skazana na karę śmierci za morderstwo z premedytacją. Miała właśnie takie nieciekawe dzieciństwo...
OdpowiedzUsuńA co do pana Adlera, to on naprawdę ma córkę, która dziś ma 25 lat i nie wie, że jej ojcem jest Steven, bo została oddana przez matkę (18-latkę) do adopcji.
W zasadzie to nawet nie musiałam się męczyć nad wymyślaniem fabuły, bo rzeczywistość składa się w jedną, doskonałą całość.
Tak, Randy. Randall to dobry chłopak, tak mi się przynajmniej wydaje... :D
Dziękuję za wszystko!
No w sumie Axl, to jest taki nieprzewidywalny, to wszystkiego można się po nim spodziewać. Ogólnie, jak dla mnie to o Rudym własnie zawsze najgorzej pisać. Nie wiem, jakoś potrafiłam kiedyś o nim pisac, osadzałam go w głownych rolach w opowiadaniu, ale dzis jakos mi ta umiejetnosc zanikła. Za to lubię pisać o Stradlinie :)
OdpowiedzUsuńAh, no nie wiem dlaczego.. bo np może byc nudne. W sumie, to nie uwazam swojego nastepnego opowiadania za jakies wielce ciekawe.
Tego jak prawdziwy Axl sie zachowuje to raczej nikt z nas piszących o tym nie wie. I tu w tym, że mi sie ten stowrzony przez Ciebie podoba nie odwoluje sie do tego co sobie tam naprawdę zyje na swiecie, maja hate gdzies w Malibu, tylko do tego Axla ktory jest tworzony w opowiadaniach. Bo w sumie, to jest jeden schemat tworzenia go.
OdpowiedzUsuńNo to mi się podoba Tówj Axl. W sumie, to.. jest dwóch Axlów z opowiadan, którzy mi sie podobają :D a jeden to jest Twój. Haha.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, jaki zaszczyt Cię kopnął. Haha. A raczej Twojego Axla.
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś wywiad z 2000 roku, ale nie jest on przetłumaczony na polski, tylko w wersji angielskiej.
OdpowiedzUsuńA co do tej morderczyni, to oglądałam kiedyś program "Deadly women" na Investigation Discovery. Bardzo ciekawy kanał, potrafię oglądać go godzinami.
Zapraszam na rozdział 2 || http://welcome-to-my-life-honey.blogspot.com/2012/07/rozdzia-2.html || . Ej, nie lubię spamowania w komentarzach, co powiesz na informowanie siebie nawzajem przez GG, jak tak to napisz ; ) : 37659385 ..
OdpowiedzUsuńNa National Geographic kiedyś "Wojny gangów: Los Angeles" leciało :)
OdpowiedzUsuńLubię te popularnonaukowe kanały oglądać. Ale ID od marca wygrywa.
O jeny, ale mi się buzka ucieszyła, jak zobaczyłam kometna od Ciebie :)
OdpowiedzUsuńAh, no coż, tak jak pisałamw wczesniej, to mi w sumie ciężko pisać o Axlu, dlatego mam wrazenie, ze scenki z nim, to mi wychodza tak jakby byly wymuszone. A dlaczego wzial noz? Bo noz jest wiekszy i bardziej przerazający, hahaha! I skad taka pewnosc, ze napewno nie zabije? hmmm?
Piajny Slash, to podobno moje mistrzowstwo. Tak mi powiedziala pewna osoba, ktora to czytala juz dawno dawno temu zanim zostalo wstawione na bloga. Ale tez framgent, to tez mi sie w sumie podoba :)
Wow, normalnie jestes za Rosie? haha, ale fajnie, bo wszyscy czytelnicy ja zjechali za to co zrobil a wtym rozdziale.
A bo zawsze się ciesze, jak widzę komenta i się ciesze, jak widzę takiego dłuższego komenta, dlatego sie uradowałam i mam zaciesza jak Steven :D
OdpowiedzUsuńHmm, wczeniej jaki byl Axl? W sumie, tak to on pojawia się od połowy opowiadania. A jaki był, to moze ci w sumie powiedziec sam fakt, że powiedział Addie, że ma zrobic wszystko, aby zagrali w Rainbow. No wiesz.. jednak troche przedmiotowo ją traktował.
Narracją Slasha mi się pisze najlepiej, to pewnie dlatego, tak dobrze to wyszlo.
już się zastanawiam co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam te dialogi:D
Kiedyś, to też nie potrafiłam odróznic. W sumie, to mi nawet przyjaciel kiedys powiedzial, ze moi wszyscy bohaterowie są tacy sami i niczym się nie róznią, ale chyba to pokonałam.
OdpowiedzUsuńA co do Twojego... hmm, w sumie, to może i coś w tym jest. Jakby nie było podpisane, kto opowiada, to na poczatku by było ciężko się skapnąć. Ale nie martw się. Bo tak naprawdę trudno wyrobić sobie rózne tryby narracji, bo przeciez jak piszesz oczami kogos, to musisz byc tym kimś. A jak piszesz oczami kilku, to musisz byc kilkoma osobami. A to nie jest łatwe :*
No ja tam zawsze wole podpisać kto gada :D
OdpowiedzUsuńFajny blog i bardzo fajnie piszesz! Muszę zacząć to czytać! ;D
OdpowiedzUsuń~kat
czemu głupio? Ja kiedy pisałam, ze miałam w rozdzile po 5 narracji i kazda byla podpisana i nikt sie nie czepial.
OdpowiedzUsuńHmm, no to ja nie wiem.. w sumie, to ciekawiej, jak kilka osob gada w rozdziale.
OdpowiedzUsuńNo ale na jedno wychodzi, bo czytjacy i tak sie skapną, ze jest ich wiecej niz dwie.
OdpowiedzUsuńOj, no ale wszystko zrobilo się jasne :D
OdpowiedzUsuńZawsze możesz zrobic tak od początku, przy nastepnym opoiwadaniu. O ile będzie, a mam nadzieje, ze bedzie
OdpowiedzUsuńNo mam. A jest to złudna nadzieja?
OdpowiedzUsuńJakbym nie chciala, to bym nie czytala tego opowiadania. To bedzie następne, czy nie?
OdpowiedzUsuńNo to mam nadzieję, ze bedziesz miala czas :)
OdpowiedzUsuńNo własnie. Dlatego, ja nagłowo pisze te opwiadania, haha.
OdpowiedzUsuńA dlaczego Edzia?
OdpowiedzUsuńNo to jak Ty ujawniłas swoje imie, to ja ujawnie swoje. Rodzice dali mi Róża. :D ale wszyscy mowia na mnie Rose (i nie tak jak sie czyta, tylko tak jak sie pisze)
Aaaa, no to wszystko jasne. W sumie, to ciekawa histroia, haha.
OdpowiedzUsuńNo tak, ROSE. chociaz na początku byłam tak jak powinno się wymaiwac czy jakos tak :D
No dokładnie tak. Jak Axl Rose. I wszyscy myslą, ze jestem Rose własnie przez Axla, ale nie... ja byłam Rose juz zanim zaczłem słuchac Gunsów. Potem jak weszłam w ten świat GNR to się smiałam, że będę Rose Rose.. ale ostnio to kumpela wymyślila, iż jestem Rosie McKagan Rose, haha.. bo Duff jest moim bratem, a Axl mężem :D
OdpowiedzUsuńSteven to twój brat?
OdpowiedzUsuńTo wiesz.. jak dla mnie Mckagan.. A Slash jest moim kochankiem.. haha.. Izzy z resztą też :D
OdpowiedzUsuńA no możesz wiedzieć. Z Lubuskiego. A podam nawet nazwe miasta. Karina winem płynąca czyli Zielona Góra.
OdpowiedzUsuńA ty skąd jestes?
OdpowiedzUsuńPodobna nazwa, a drugi koniec Poslki..
OdpowiedzUsuńTak jak ja nie mogę złapać nikogo ze swoich okolic.
OdpowiedzUsuńA coś mi się o uszy obiło :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, nie pali się :D
OdpowiedzUsuńNowa notka u mnie, wpadnij jeśli chcesz. http://nothin-lasts-forever.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNoo zajebiście, ten rozdział to podobał mi się najbardziej ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Osz ty kurwa, utalentowana *.* A ja kurwa jędza, że się spóźniam z komentarzem :<
OdpowiedzUsuńNo brak słów po prostu. Za - je - biś -cie. Moja reakcja na całość jest dokładnie taka sama, jak reakcje moich przedmówczyń, więc znów dam sobie siana, bo i tak wiesz, że kocham tą historię. :D
Taram taram taram, sranie przy kucu i takie tam xD < przepraszam, ale mój mózg został dziś rozjebany przez przyjaciółkę xD >
Cześć,
OdpowiedzUsuńwracam po długiej (dla mnie, w końcu prawie 2 tygodnie bez neta to dla mnie koooszmar!) nieobecności. Muszę nadrobić zaległości :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz . naprawdę mi się podoba < 33 . ;D
OdpowiedzUsuńnajlepszy tekst: ''Pierdolę, popchnąłem dziewczynę, by się ruszyła i szła przede mną. Musiałem pokazać, że mam pieprzoną władzę. Uderzyłem ją z całej siły w dupę, aż mnie ręka zapiekła. Gdy weszliśmy do środka, pokazałem "gapiom" środkowy palec i zatrzasnąłem za sobą drzwi.''
Zapraszam na: My Choise - http://we-are-prisoners-of-our-own-routine.blogspot.com/
; 3
Pozdro ^^
Kurde Żelodżelo mnie rozwaliło..
OdpowiedzUsuń